teksty
Teksty pochodzą z albumu pt. „Galeria Rusz – nasza sztuka poRUSZa” wydanego w 2011
Nasza sztuka porusza
Ostatnie 12 lat było dla nas bardzo ważne. Zarówno jeśli chodzi o naszą sztukę, jak i nasze życie. Kiedy patrzymy wstecz, bardzo cieszymy się, że jesteśmy w tym miejscu, w którym jesteśmy, bo nie zawsze było łatwo, niektórzy „bezinteresownie” rzucali nam kłody pod nogi i pokonanie oporu materii wymagało od nas ogromnego wysiłku. Z perspektywy czasu jesteśmy zadowoleni, że ten etap mamy już za sobą. Ale jeśli mielibyśmy na nowo wyruszyć w drogę, to poszlibyśmy dokładnie w tym samym kierunku.
Do albumu, który jest pewną próbą uchwycenia naszej 12-letniej drogi artystycznej, wybraliśmy tylko część prac, ponieważ na wszystkie nie starczyłoby tu miejsca. Zrezygnowaliśmy z porządku chronologicznego, ale pogrupowaliśmy prace w sześć tematycznych działów. Ta klasyfikacja jest bardzo umowna, gdyż tematy jakie podejmujemy w naszych pracach są bardzo różnorodne. Działy tematyczne mają wywołać pewien rezonans interpretacyjny. Nasze prace można by ułożyć na wiele innych sposobów.
Bilbord Galerii Rusz znajdował się i do tej pory znajduje w tym samym miejscu – przy Szosie Chełmińska 37 w Toruniu. Kiedy 12 lat temu startowaliśmy z naszym bilbordem, nie wiedzieliśmy, że fakt ten całkowicie zaważy na naszym artystycznym życiu. Zaczęliśmy wykorzystywać go do celów artystycznych dzięki współpracy z Galerią Zewnętrzną AMS. Pomysł pojawił się w pierwszej połowie 1999 roku, ale do uruchomienia galerii doszło w sierpniu 1999. Do wspólnego prowadzenia bilbordu zaprosiliśmy toruńskiego performera Wojtka Jaruszewskiego, bo pomyśleliśmy, że dobrze byłoby zrobić coś razem. W trójkę przez pewien czas prowadziliśmy naszą bilbordową galerię, ale nie tworzyliśmy grupy artystycznej, byliśmy po prostu grupą przyjaciół. Wojtek w niedługim czasie zaczął zajmować się swoimi sprawami, coraz rzadziej pokazując coś na naszym bilbordzie. My, we dwójkę zaczęliśmy rozwijać idee sztuki, która poRUSZa i postrzegać siebie jako grupę artystyczną. Zaczęliśmy również używać jednolitej nazwy „Galeria Rusz” na określenie naszej grupy, jak i naszego bilbordu (na początku działalności używaliśmy kilku wersji nazwy: Galeria Róż, Rósz, Ruż, Rusz).
Z początku nie sądziliśmy, że będzie to dla nas tak ważny eksperyment, który całkowicie odmieni nasze postrzeganie sztuki i rzeczywistości. Naszą artystyczną drogę zaczynaliśmy od malowania murali, ale czuliśmy, że ta forma za bardzo nas ogranicza. Szukaliśmy intuicyjnie czegoś innego, bardziej nadającego się do realizacji naszych zamierzeń. Bilbord stał się dla nas naturalnym narzędziem naszej artystycznej ekspresji.
Nasze działania w 1999 roku nie wydawały się nam niczym szczególnym. Istniały wtedy w Polsce od blisko roku dwa projekty bilbordowe. Jeden z nich to krakowska Galeria Otwarta prowadzona przez Rafała Bujnowskiego, a drugi – poznańska Galeria Zewnętrzna AMS. Okazało się jednak, że zainteresowanie bilbordem jako formą wyrazu artystycznego było jawiskiem przelotnym i krótkotrwałym (Galeria Otwarta istniała niecałe 3 lata, a Galeria Zewnętrzna zrealizowała swoją ostatnią dziewiętnastą edycję w grudniu 2002).
Zdaliśmy sobie sprawę, że to, co robimy, jest czymś zupełnie odmiennym od tego, co proponowały pozostałe galerie bilbordowe. Mimo iż z zaciekawieniem obserwowaliśmy ich działania, to wizja jaka przyświecała pokazom krakowskim kompletnie nas nie przekonywała. Wykorzystanie bilbordu jako narzędzia reklamowego służącego do nagłaśniania artystycznego ego, czy też prywatnej tablicy informacyjnej z banalnymi komentarzami adorujących siebie nawzajem przyjaciół wydawało nam się kompletną pomyłką. Bilbord posłużył tu do tego, do czego pierwotnie został stworzony, czyli do prezentowania reklam – w tym wypadku były to reklamy sztuki. Bilbord nie zmienił swojej funkcji, ale okazał się bardzo skutecznym narzędziem – artyści związani z Galerią Otwartą w niedługim czasie zrobili oszałamiające kariery, porzucając zainteresowania bilbordowe jako zbędny już balast.
Obca była nam również idea prezentowana przez Galerię Zewnętrzną AMS. Pokazywanie hermetycznej sztuki galeryjnej na zewnątrz kłóciło się z naszą wizją docierania do szerokiego grona nieprzygotowanych odbiorców. Mimo iż dzieła prezentowane w ramach tego projektu zaistniały poza tradycyjnymi galeriami, większość z nich komunikowała się tylko z wąskim, wyspecjalizowanym kręgiem odbiorców sztuki, krytykami i artystami, a nie z „niewdrożoną” publicznością spoza artystycznego getta.
Doszliśmy do wniosku, że nasza droga jest zupełnie inna. Skupiliśmy się więc na stworzeniu własnego języka artystycznego, który czerpałby z głębszych pokładów rzeczywistości. Współczesność jest wielowymiarowa i fascynująca, a równocześnie trudna w odbiorze. Pomyśleliśmy, że sztuka może być dobrym, rezonującym narzędziem, umożliwiającym przyjrzenie się rzeczywistości na wielu poziomach, również na tych najgłębszych, psychologicznych i duchowych. Z biegiem czasu wyklarowała się nasza wizja sztuki jako pewnego rezonatora, dzięki któremu możemy dostrzec nowe tropy rzeczywistości i pomyśleć w nowy sposób o sobie i otaczającym świecie. W naszej sztuce, poprzez paradoksy, absurdy, zaskoczenia, szyderstwo, humor, ironię i prowokację, staramy się namówić widza do nowego oglądu rzeczywistości, wyrwać go z rutyny, dogłębnie poRUSZyć. Wierzymy w moc sztuki, w to, że jest ona współczesnemu człowiekowi potrzebna. W obecnym, mocno skomercjalizowanym, szybkim, powierzchownym i zuniformizowanym świecie potrzebujemy rezonatora, który wprawiłby nas w „indywidualne drgania” i pozwolił odzyskać stan równowagi. Potrzebujemy refleksyjnej sztuki, która poRUSZa.
Bilbord jest swoistego rodzaju symbolem świata konsumpcji i reklamy, służy do nieustannego zwiększania sprzedaży produktów. My wykorzystujemy go do zupełnie innych celów – zmieniamy jego funkcję. Nie jesteśmy przeciwko reklamie i konsumpcji, ale wszystko, co jest nadmiarowe i jednowymiarowe, może być szkodliwe. Staramy się w ten uproszczony, przeładowany marketingową perswazją świat przesączyć inną wizję – wielowymiarową, ukierunkowaną na człowieka jako istotę ludzką, a nie tylko potencjalnego klienta. Takiej odtrutki potrzebujemy my wszyscy, potrzebujemy jej jak powietrza, potrzebujemy samodzielnego, wolnego myślenia.
W ostatnim czasie sztuka publiczna stała się w Polsce „gorącym”, modnym zjawiskiem. Coraz częściej sztuka zaczyna wychodzić w przestrzeń otwartą, w przestrzeń miasta. Jednak opuszczając miejsca tradycyjnie przeznaczone do jej prezentacji niekoniecznie zmienia swoją formę czy język na bardziej zrozumiały dla przypadkowego, „niewdrożonego” widza. Niestety większość dzieł „popełnia” ten błąd i dalej pozostaje sztuką typowo galeryjną, która tylko „się przemieściła”, ponieważ aktualnie panuje moda na prezentowanie sztuki na zewnątrz. Taka sztuka niestety nie podejmuje rzeczywistego ryzyka nawiązania kontaktu z przypadkowym widzem, jest nadal skierowana w kierunku GALERII („systemu”, który udaje, że opuściła). Działanie to można porównać do zachowania naszego kota, który lubił wychodzić na balkon, ale zamiast przyglądać się światu na zewnątrz, ciągle patrzył do wewnątrz mieszkania, bo bał się, że drzwi od balkonu mogą się zatrzasnąć.
Podjęliśmy bardzo duże ryzyko długotrwałego, konsekwentnego eksperymentu. Nasza bilbordowa galeria jest najdłużej działającym tego typu przedsięwzięciem na świecie. Podjęliśmy również ryzyko długotrwałej walki z oporną materią. Ominęliśmy galeryjny, instytucjonalny, zamknięty system i przeszliśmy po linie nad przepaścią, bez zabezpieczeń i… dotarliśmy do widza. Zamieniliśmy kawałek zwykłej ulicy w permanentną galerię i nie jest to galeria… handlowa. Bo sztuka może poruszać. Nasza sztuka poRUSZa.
Na koniec kilka wskazówek dla odbiorców i interpretatorów naszych prac.
> Prace prezentowane przez Galerię Rusz na bilbordzie obejmują bardzo szerokie spektrum tematów – staramy się pokazywać wielowarstwowość otaczającej nas rzeczywistości. Nasze prace dotyczą zarówno sfery indywidualnej, jednostkowej (którą można w uproszczeniu określić jako psychologiczną), jak i sfery zewnętrznej, zbiorowej (którą można w uproszczeniu określić jako socjologiczną). Ten podział jest czysto umowny, nieostry i ma za zadanie podkreślenie faktu, że staramy się w swojej twórczości przedstawiać skomplikowaną sytuację człowieka – indywidualnej jednostki oraz członka zbiorowości, z wszelkimi z tego faktu wypływającymi zależnościami.
> Forma naszych bilbordowych prac celowo jest uproszczona, gdyż uważamy, że najlepiej nadaje się do realizacji naszych założeń. Prace zwykle składają się z komunikatu słownego oraz graficznego bądź malarskiego obrazu. Obydwie składowe tworzą integralną, nierozerwalną całość. Prace są przeważnie utrzymane w bardzo żywej kolorystyce. Taki zabieg powoduje dostrzeżenie ich przez odbiorcę. Prace przyciągają uwagę w przeładowanej znakami i komunikatami przestrzeni miasta i wyróżniają się spośród miejskiego tła.
> Konstruowanie pracy bilbordowej z hasła i obrazu powoduje, że dzieło nabiera charakteru wizualnej metafory. Metafora to swoistego rodzaju „opowieść”, wielowarstwowy komunikat, który może zawierać zarówno treści odczytywane bardziej wprost, jak i treści, które można odczytać na głębszym poziomie interpretacyjnym. Zdecydowanie zgadzamy się z dr Philipem Barkerem, który uważa, że wielowarstwowość metafory powoduje, że „znaczenia wyrażane pośrednio, odbiera się jako mniej zagrażające, niż gdyby te same treści podawano bez osłonek”. Barker zauważa również, że podstawową funkcją metafory jest to, że może przekazywać bardzo wiele „trudnych” dla odbiorcy treści w nieinwazyjny sposób: „każdy może posłużyć się opowieścią, tak jak chce i korzystać dla własnych celów na poziomie nieświadomym z rozmaitych znaczeń zawartych w metaforze. Opowieść przypomina test projekcyjny, bo tak samo może mieć różne znaczenia dla różnych osób. Czasem lepiej użyć metafory niejasnej, by odbiorca mógł posłużyć się własną wyobraźnią i wypełnić niedomówienia”. Odbiorca może odbierać metaforę w sposób dosłowny na poziomie świadomym, a w sposób symboliczny na poziomie nieświadomym. Metafory zarówno „mogą mieć bezpośredni wpływ na podświadomość i postawy słuchacza”, jak i wskazywać nowy punkt widzenia. Poza tym komunikowanie w sposób pośredni może napotkać mniejszy opór u odbiorcy, niż bezpośrednie moralizatorstwo. Staramy się dać odbiorcy możliwość dopowiedzenia naszych prac po swojemu.
> W naszych dziełach proponujemy widzowi nową ramę interpretacyjną do odbioru różnych aspektów rzeczywistości. Namawiamy odbiorcę do „przeramowania” widzenia pewnych zjawisk i aktywnego manipulowania ramami znaczeniowymi, w jakich dane zjawisko będzie interpretowane. Do pojęcia ramy szczególnie duże znaczenie przywiązywał amerykański socjolog Erving Goffman. Według niego „ludzie „interpretują” zdarzenia czy „pasma działań” w sytuacjach za pomocą „schematów”, które poznawczo otaczają bądź ujmują w ramę to, co się dzieje. Rama bardzo przypomina ramę obrazu, gdyż oznacza granicę zdarzeń przedstawionych na obrazie, zamykając i odróżniając je od otaczającego środowiska”.
> Nasze prace „odświeżają” znaczenie wyeksploatowanych symboli i schematów. Z jednej strony używanie wytartych klisz językowych w nowy, paradoksalny sposób, pomaga widzowi przyjrzeć się im świeżym, bardziej świadomym okiem. Z drugiej strony w naszych pracach staramy się przywrócić do przestrzeni sztuki tak ważne pojęcia jak dobro, miłość, prawda itp. Równocześnie staramy się pozbawić je patosu, fałszywego zadęcia, otoczki religijnego kiczu i poszukać ich aktualnego znaczenia. Uważamy, że te idee mają głęboki sens – szczególnie w kontekście opisu ludzkiej kondycji i nie należy dopuszczać do ich zawłaszczania przez „monopolistów znaczeń”. Do takich „monopolistów znaczeń” należy na pewno cały przemysł reklamowy, który na wielką skalę manipuluje znaczeniami. „Wyciera” i odziera symbole i metafory z głębszego sensu. > Nasze prace są również odtrutką na wszechobecną i nachalną perswazję czy wręcz propagandę. Niektóre z naszych prac zachęcają odbiorcę do aktywnego zastanowienia się nad mechanizmami wpływu społecznego. Głębsza analiza sposobów komunikacji we współczesnym świecie jest bardzo istotna, bo, jak zauważają psychologowie społeczni Anthony Pratkanis i Elliot Aronson, „nie możemy przeciwstawiać się propagandzie chowając głowę w piasek. Osoba najbardziej podatna na perswazję to ta, której przekonania opierają się na sloganach, których nie poddała poważnej próbie ani analizie”. Naukowcy w swojej książce pt. „Wiek propagandy” dowodzą, że obrona przed propagandą w obecnych czasach nie jest prosta, gdyż „propaganda jest skomplikowana i przyjmuje mnóstwo różnych postaci, które często zmieniają się pod wpływem nowego otoczenia, okoliczności i naszych prób położenia kresu propagandzie”. Dlatego tak ważne jest naświetlanie i ujawnianie mechanizmów jej działania. Aby zapobiegać wdzieraniu się propagandy do naszych domów i naszych umysłów, ciągle na nowo trzeba przyglądać się sposobom masowej komunikacji i uwidaczniać ich szkodliwą perswazyjność. Znaczna część prac Galerii Rusz eksploruje właśnie ten temat. Tego typu działanie ma bardzo ważny aspekt prodemokratyczny, gdyż uproszczone, jednoaspektowe wizje świata zawsze bliższe są systemom autorytarnym, a demokracja zawsze bliższa jest wielowarstwowej, różnorodnej wizji rzeczywistości.
> Psychiatra Eric Berne, twórca analizy transakcyjnej uważał, że życie większości ludzi to proces „polegający głównie na wypełnianiu czasu aż do nadejścia śmierci albo świętego Mikołaja. W trakcie tego długiego oczekiwania człowiek dysponuje bardzo niewielkim wyborem zajęć lub nie ma zgoła żadnego wyboru. Tak bywa najczęściej, ale rzecz nie jest przesądzona raz na zawsze. Niektórzy szczęśliwcy mają coś, co nie mieści się w żadnych klasyfikacjach zachowania: tym czymś jest świadomość, (…) spontaniczność (…) i intymność”. Bardzo się staramy, by te trzy cudowne wartości – świadomość, spontaniczność i intymność – emanowały z naszych prac.
> W pierwszej fazie twórczości Rafał Góralski używał wielu pseudonimów artystycznych m. in. Pułkownik Karuters, Malivia Rec., Dynia Warczygłowa, Antena Boy.
> Prace w albumie podpisane inicjałami JG są autorstwa Joanny Górskiej, podpisane RG autorstwa Rafała Góralskiego, natomiast niepodpisane zostały zrealizowane wspólnie.
Rafał Góralski i Joanna Górska
Galeria Rusz
Prawda boli
Z pracami Galerii Rusz zetknęliśmy się po raz pierwszy, przeglądając katalog wystawy „Spojrzenia 2007”, organizowanej przez warszawską galerię Zachęta. W reprodukcjach prac uderzył nas ich niezwykle indywidualny charakter. Prezentowane bilbordy i obrazy, utrzymane w pozornie naiwnym stylu i operujące prostymi przekazami, okazały się być całkowicie odmienne od wszystkiego, co widzieliśmy do tej pory podczas naszych trzech badawczych przyjazdów do Polski w 2008 roku.
Zarówno „Pozdrowienia z Polski”, jak i „Jesteśmy z tego samego materiału, co nasze marzenia” jednocześnie rozbawiły nas i wprowadziły w zakłopotanie. Postaci na obydwu obrazach, które, jak uznaliśmy, reprezentowały rozpoznawalne stereotypy Polaków, przyglądały się nam, ustawione na tle tropikalnych scenerii. Czy rzeczywiście były one ośmieszane? Prace sprawiają wrażenie okrutnych, a jednocześnie są na swój sposób czułe. Czy postaci na obrazach wywołują na naszych ustach uśmiech, ponieważ są karykaturami pewnego typu narodowego, czy też krzywimy się odrobinę, ponieważ wydają się aż nadto realistyczne dla widza? W pracach brak jest jednoznacznego komentarza, nie ma w nich bezpośredniej krytyki lub odrzucenia. Nie są one również szczególnie sentymentalne ani romantyczne. To, co odczułam, to łączność z twórcami, przekonanie, że przedstawiają bliski im temat z tymi samymi ambiwalentnymi odczuciami, które mamy wobec rodziny i najbliższych – przywiązania, poirytowania i zażenowania.
Pracując z Joanną i Rafałem, dochodzi się do wniosku, iż ów koncept bliskości jest kluczowy dla wszystkich ich projektów. Gdyby tylko zachowali większy dystans wobec podejmowanych tematów, prace zaczęłyby sprawiać wrażenie bezpośredniego krytycyzmu.
Artyści działają jako Galeria Rusz. Malują obrazy, tworzą murale i artystyczne bilbordy w swoim rodzinnym mieście Toruniu. Rozpoczęty w 1999 roku, jest to prawdopodobnie najdłużej działający publiczny projekt tego typu. Prace tworzone i pokazywane przez artystów na bilbordach są zabawne i bolesne. Trudne przekazy takie jak: „Chamstwo – jesteśmy w tym tak dobrzy, że powinniśmy to eksportować”, stają się łatwiejsze do przełknięcia zaprezentowane na tle odważnej, kolorowej grafiki. Kiedy pracowaliśmy nad wystawą współczesnej sztuki polskiej w Sainsbury Centre for Visual Arts w Norwich, bilbordy te przyciągnęły nas, a jednocześnie od samego początku zrozumieliśmy, że związek pomiędzy pracami, a członkami społeczności, którzy są ich odbiorcami, jest tu kluczowy. Gdybyśmy po prostu sprowadzili jeden z bilbordów do Wielkiej Brytanii, mogłoby się wydawać, że chcemy obrazić tutejsze środowisko Polaków. Prace Galerii Rusz są w fundamentalny sposób związane z odbiorcami. Kiedy artyści opowiadają o swoich pracach, staje się jasne, że ich sztuka zawsze osadzona jest w społeczności, do której się zwracają. Żadna galeria bilbordowa nie przetrwałaby dekady gdyby nie szerokie poparcie odbiorców, z którymi się ona komunikuje. I tak jak w przypadku każdej rodziny, są tu tematy, których podjęcie przez obcą osobę mogłoby nie być tolerowane. Być może dlatego prace te są tak fascynujące dla nas, osób z zewnątrz, że dają nam pogląd na prywatne życie polskiego miasta, pozwalają nam przyjrzeć się sprawom, które są ważne dla Polaków, a które jednocześnie są przykre i bolesne.
Poprzez wykorzystanie bilbordu, Galeria Rusz dostraja się do bezpośredniości przekazu reklamowego i podkreśla całkowicie współczesny charakter swoich prac. Pomimo tego, projekty Galerii w dużym stopniu podejmują tematykę znaczenia osobistej pamięci i wciąż obecnych blizn, które w świadomości ludzi zostawiły doświadczenia XX wieku. W 2004 roku Galeria przygotowała projekt zatytułowany „Bananowe Miasta”, przeprowadzany w tym samym czasie w dwóch miastach, Toruniu i pobliskiej Bydgoszczy, będących zagorzałymi rywalami w wyścigach motocyklowych. Pragnąc odnieść się do rozłamu spowodowanego ową rywalizacją, autorzy projektu rozdali ludziom dwie tony bananów w centrach obydwu miast. Banany w Toruniu opatrzone były napisami „Pozdrowienia z Bydgoszczy”, a te w Bydgoszczy odpowiednio: „Pozdrowienia z Torunia”. Banany przyjmowano bardzo chętnie, artyści musieli nawet powstrzymywać przechodniów przed zabieraniem owoców pełnymi torbami. Powód, dla którego artyści wybrali taki, a nie inny owoc znalazł w owym entuzjazmie swoiste potwierdzenie – w czasach komuny banany były w Polsce niedostępnym i bardzo pożądanym produktem. 15 lat później, będąc nadal symbolem niedostatku i pragnienia, banany nadal nie straciły swojego nieodpartego uroku.
Kolejnym działaniem, wymagającym współpracy z władzami Torunia, było przygotowanie akcji „Gry i Zabawy”, podczas której przechodnie zapraszani byli do budynku Rady Miejskiej i zachęcani do wzięcia udziału w grach planszowych, a także grze w karty lub domino z przedstawicielami władz miejskich. Poprzez swój pomysł artyści chcieli wpłynąć na indywidualne relacje ze strukturami samorządowymi i uczynić gest w kierunku zniwelowania widocznej przepaści pomiędzy społecznością, a samorządem – nami i nimi, przepaści, która istnieje nadal, jako jeden z przejawów spuścizny epoki komunistycznej.
Zaprosiliśmy Galerię Rusz do Norwich latem 2009 roku i poprosiliśmy artystów o stworzenie muralu w ramach wystawy w Sainsbury Centre for Visual Arts. Następnie poprosiliśmy ich, aby zostali przez tydzień w Norfolk. Owocem tego pobytu miały być nowe projekty bilbordów w Norwich. Joanna i Rafał namalowali w galerii mural zatytułowany „My cierpieliśmy więcej” w pierwszym tygodniu otwierającym wystawę „Spójrz na mnie: Współczesna sztuka z Polski”. Pracowali na oczach gości galeryjnej kafejki i rozmawiali z odwiedzającymi. Poprzez swoje rozmowy nawiązali kontakt z Polakami mieszkającymi w Norwich. Zaowocowały one nowymi kontaktami i dłuższymi rozmowami. W kolejnym tygodniu artyści spotkali się z licznymi Polakami reprezentującymi różne grupy społeczne i wiekowe. Poznali Polaków mieszkających w Anglii od wielu lat, tak jak na przykład weterana Armii Andersa, który osiadł w Norfolk pod koniec II Wojny Światowej, tych, którzy przybyli zaraz po wejściu Polski do Unii Europejskiej w 2004 roku, oraz studentów, którzy zatrzymali się w Anglii tylko na rok. Joanna i Rafał zadawali wszystkim spotkanym tą samą serię pytań dotyczącą ich związku z domem, zarówno tym nowym w Norfolk, jak i tym pozostawionym w Polsce.
Owocem tych pogłębionych dyskusji były dwie nowe prace: „Niedobrze ci z dala od domu czy niedobrze ci na myśl o domu? ” oraz „Twój dom jest w twoim wnętrzu”. Co typowe dla Galerii Rusz, prace te zakorzenione są w konkretnych, osobistych, życiowych historiach, a jednak poruszają tematy związane z uniwersalnymi przeżyciami i doświadczeniami. Zaprosiliśmy Joannę i Rafała do wyjścia poza swoje najbliższe otoczenie i odkrycia nowego kontekstu, nowej społeczności. Tak też uczynili i dokonali wszystkiego, czego moglibyśmy sobie zażyczyć od artystów na rezydenturze – przynieśli ze sobą swoją sztukę i metody tworzenia, a w trakcie kreowania swoich prac umożliwili nam wszystkim pogłębione i satysfakcjonujące zbliżenie się do lokalnej społeczności.
Amanda Geitner
Dyrektor Programowy Zbiorów i Wystaw
Sainsbury Centre for Visual Arts, Norwich
Wilk w owczej skórze
Dokonania Galerii Rusz – zastanawiają. A to jest reakcja prawidłowa, umiejętnie wymuszona. Nie jest to samoistny fenomen, ale fenomenalny samodział, co stanowi synonim twórczej inwencji, rękodzieła, ersatzu – razem wziętych – jak najbardziej pozytywnie rozumianych. Trzeba się cofnąć w odległą przeszłość by szukać punktów odniesienia do aktywności Galerii RUSZ. W ikonosferze dwudziestolecia międzywojennego w Polsce pojawiło się kilka kolektywów artystycznych, czynnych głównie na polu reklamy, a więc w sferze konsumpcji, czyli dystrybucji dóbr doczesnych. W wyższych rejestrach, do świadomości odbiorców starali się dotrzeć Mieczysław Szczuka i Teresa Żarnowerówna. A to w owym czasie było kojarzone z formą nie zawsze dopuszczalnej indoktrynacji lub wprost agitacji na rzecz niepożądanej ideologii. W wymiarze artystycznym – w obu przypadkach – był to jednak modernizm najwyższej próby, bardzo nowoczesny w formie i trybie przekazu, niekiedy eksperymentalny w sensie wytwarzania obiektów graficznych (fotomontaż) i metod ich kolportażu (głównie poprzez agencje i agendy). Tu mistrzostwo osiągnął duet Levitt-Him. I to było wspólne dla tych dwóch jakże rozłącznych i „konkurencyjnych”, czy rywalizujących ze sobą o pryncypia światów, przy całkowitej odmienności warstwy znaczeniowej i skuteczności osiągania celów.
Potem był PRL – i polskie kolektywy artystyczne – zawiązywane doraźnie, zadaniowo, za to najwyższej próby – szczególnie w latach ‘50 i ’60 – działały głównie na eksport, konfekcjonując na miarę zachodnich standardów wizualnych „realny socjalizm”, podczas gdy w kraju nie było konsumpcji ani tym bardziej reklamy (bo po co? – w sytuacji permanentnego niedoboru towarów na rynku), a i tak ideologia zdominowała szatę graficzną miast i wsi niejako z urzędu, jako odświętna dekoracja codziennego, bezbarwnego i jakże siermiężnego życia. Niektórzy to pamiętają.
W III RP pojawiła się Galeria Rusz, która w bardzo przewrotny, ba! – paradoksalny sposób skojarzyła te dwa światy, jakże często intencjonalnie „podmieniając” bieguny znaczeń, albo kierując je przeciw sobie na zasadzie „kto mieczem wojuje, od miecza ginie”, czyli à rebours. Korzysta z typowego reklamowego nośnika (chociaż zaledwie pojedynczego, co osłabia zasięg oddziaływania). Na pierwszy rzut oka, zgodnie z zasadą mimikry, wpasowała się ze swoją produkcją w panoramę innych komunikatów obrazowych. Jednakże zamiast kokieteryjnej perswazji i rozpasanej eskalacji żądzy konsumpcji – a to my jako „tygrysy Europy” lubimy najbardziej! – uderza w krytyczne tony, które demaskują i kompromitują afirmatywną wersję życia kreowaną przez reklamę (szeroko rozumianą, a więc nie tylko jako ofertę towarową, ale także wizję szczęśliwej egzystencji, pozbawionej realnych problemów). Można by powiedzieć o Galerii, że to „wilk w owczej skórze”. Wszystkie tematy, które twórcy Galerii obnażają lub obdzierają ze złudzeń, by pozostać w papierowej poetyce – w istocie są gorzką refleksją na temat wielu łatwo (zbyt łatwo?) przyswajanych stereotypów (w tym miejscu docenić trzeba bardzo ciekawe gry ze słowem i potocznym językiem, który to i owo próbuje kamuflować). Blichtr, który dotychczas zadomowił się na billboardach, w ich redakcji nagle przeistoczył się w swoiste memento i pouczającą przestrogę, „że nie wszystko złoto, co się świeci”, ale i tak może być „na sprzedaż”, że ceną – już nie w sensie materialnym – jest to, co niechcący „płacimy” za łatwość ulegania iluzji realnych wartości. Jest w tej działalności Galerii jakaś niewymownie szczera, apostolska misja. Dla mnie osobiście jest to wiarygodne przesłanie. Demonstruje niespotykaną już dzisiaj wartość (deficytowy towar sprzeczny z postulatem reklamy) – jaką jest szczerość, a „w promocji” także uczciwość „w pakiecie”.
Przy całej naiwności sfery obrazowej, sugestywność tych obrazów jest naprawdę porażająca (to takie modne, ale jakże wymowne dzisiaj słowo). Ale jest też w ich akcji jakaś niezłomna wiara w możliwość nawiązania kontaktu z odbiorcą i czystość intencji (to przynajmniej jest zgodne z duchem reklamy, która „pierze wszystko perfekcyjnie”, mózgi chyba też). Mimo landrynkowej niekiedy tonacji tych prac, ich smak pozostaje dla mnie słodko-gorzki. To taka dziwna kombinacja, ale ma swoich amatorów.
Mariusz Knorowski
Dyrektor ds. artystycznych
Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku
Galeria Rusz w Sanoku
1 maja 2008 roku odwołując się do wspomnień ideologicznych pierwszomajówek, postanowiliśmy przywitać sanoczan barwnym, zmasowanym atakiem sztuki. Zamiast święta pracy – święto sztuki.
Dzień wcześniej nastąpiła ofensywa w przestrzeni miejskiej na wielu frontach, a działania przeciągnęły się do późnych godzin nocnych. Nośniki miejskiej ekspozycji były najrozmaitsze: billboardy, plakaty, wrzutki (duże i malutkie), vlepki. Wszystko po to, aby mieszkańcy zaskoczeni niecodzienną barwnością ulic, choć raz nie mogli przejść przez nie bezrefleksyjnie.
Choć od projektu „To sztuka…” zrealizowanego z Galerią Rusz w Sanoku minął już ponad rok (mamy sierpień 2009 r.), to wciąż natykam się w różnych miejscach na prace Joasi i Rafała, stale też akcja powraca we wspomnieniach mieszkańców i przyjezdnych. Oceniając z perspektywy trzech lat interwencje artystów zapraszanych przez BWA Galerię Sanocką w przestrzeni miejskiej Sanoka, przyznać muszę, że obecność Galerii Rusz najtrwalej i najróżnorodniej zapisała się w pamięci sanoczan. Daleka jestem od wartościowania tych działań, gdyż każda akcja była wyjątkowa, jednak faktem jest, że w większości projektów główny akcent położony był na wartości wyłącznie artystyczne, co czyniło język przekazu bardzo hermetycznym i niekiedy niezrozumiałym dla przechodnia. Grono świadomych odbiorców było zdecydowanie wąskie. Szukając przyczyny fenomenu popularności Galerii Rusz w Sanoku, zastanawiam się czy nie leży ona w społecznym zaangażowaniu pary artystów, które jest wyraźnie wyczuwalne we wszystkich pracach. Ich kształt artystyczny pozostaje zawsze w ścisłym związku z przekazem konkretnej treści, zazwyczaj inspirowanej codziennością. Komunikaty projektu sanockiego można było odczytywać bardzo różnorodnie, również pod kątem refleksji o sztuce, ale przede wszystkim nakierowywały one na problemy kondycji współczesnego człowieka.
Sukces tej realizacji możemy rozważać na wielu płaszczyznach. Prace Galerii Rusz świetnie wpasowały się w małomiasteczkową atmosferę. Płaszczyzny o syntetycznej kompozycji, niekiedy z premedytacją nieprofesjonalne, naiwne w operowaniu środkami plastycznymi, wpisały się w prowincjonalną estetykę, podkreślając ją i demaskując jednocześnie. To tutaj na peryferiach, pomimo zmieniającej się rzeczywistości zachowały się jedyne w swym rodzaju sklepiki i zakłady usługowe, kiczowate reklamy i witryny. Gdyby tak „przejrzeć na oczy”, to nie wiadomo czy należałoby chronić ten lokalny folklor czy może „złapać kontakt z rzeczywistością”, która zdążyła się dookoła już dawno zmienić? Ale właśnie z połączenia szczerości obrazów Galerii Rusz z różnymi odcieniami prowincjonalnego miasteczka powstał ciekawy, bogaty w refleksje dialog.
Odbierane przez nas i przez autorów prac telefony pokazywały, jak wiele jest interpretacji tego, z czym zetknęli się ludzie na ulicach. W pewnym momencie akcja zaczęła żyć własnym życiem. Dochodziły do nas informacje o lekcjach wychowawczych w szkołach, podczas których analizowano zdobyte „na mieście” plakaty, o wykorzystaniu obrazów w zajęciach resocjalizacyjnych w areszcie śledczym, ktoś dokleił wrzutki jako komentarze do ogłoszeń na słupach, co nas zainspirowało do kontynuacji działań, na zasadzie trwających cały miesiąc mikroingerencji w szatę informacyjną miasta. Niewielkie, ale uporczywie liczne wrzutki zaczęły niepokoić z ogłoszeń, reklam, stawały się niekiedy ironicznym komentarzem do absurdu pożyczek komunijnych i innowacyjności solariów, kiczu popularnych plakatów, tandetności sklepowego asortymentu.
W wielkiej aglomeracji nasze działania zniknęłyby w szumie informacyjnym, zdołałyby ogarnąć co najwyżej jedną dzielnicę, tutaj zdominowały całe miasto. Do dziś nikomu nie udało się tak mocno poRUSZyć Sanoka jak Galerii Rusz.
Agata Sulikowska-Dejena
BWA Galeria Sanocka
Sztuka egalitarna czy elitarna?
Długo zastanawiałem się nad tym, co tak naprawdę wyróżnia Sztukę prezentowaną przez Rafała Góralskiego i Joannę Górską od tego, co dzieje się w sztuce współczesnej. Powtarzanie znanych już twierdzeń o tym, że jest to twórczość z przesłaniem, sięgnięcie do symbolizmu i wielowarstwowego znaczenia obrazu w kulturze oraz powrót do korzeni sztuki, byłoby umniejszeniem ich dorobku artystycznego. To, że pierwsi zastosowali współczesny, wszechogarniający instrument komunikacji wizualnej, zastrzeżony dla świata reklamy, jakim jest billboard, do prezentacji własnych refleksji, prowokacji czy przedstawiania paradoksów otaczającej rzeczywistości, świadczy tylko o sile ich intuicji twórczej.
Sztuka Galerii Rusz, poprzez operowanie zarówno językiem, jak i obrazem, jest paradoksalnie prosta i „strawna” dla przeciętnego odbiorcy, stroniącego od wysublimowanych i elitarnych kręgów bywalców współczesnych galerii sztuki. W moim rozumieniu, twórczość ta okazała się jednym z istotnych mechanizmów inspirujących zmiany funkcjonowania tych konserwatywnych przybytków sztuki, niezależnie od form rozwijającego się Street Artu.
Bilbordy Galerii Rusz są z reguły nieakceptowane lub wręcz z zaciętością atakowane przez profesjonalnych krytyków sztuki i środowisko artystyczne, głównie ze względu na „zabieranie” temu środowisku możliwości dowartościowania się przez otoczkę galeryjnego elitaryzmu, a jednocześnie zazdrość o tak masowy kontakt z odbiorcą. Sztuka p. Joanny i p. Rafała trafia też w wyparte kompleksy tych twórców, ich oderwanie od rzeczywistości, często spowite w lękowe aberracje umysłu i ucieczkę w uzależnienia lub egocentryczne, a nawet narcystyczne skupienie na sobie. Można, krytykując ich sztukę, zarzucić im stosowanie prostych i niewysublimowanych w sensie formy środków wyrazu artystycznego, ale to w prostocie często tkwi zaczyn geniuszu, a uwzględniając intencje twórców, jest to najlepiej do nich dopasowana forma sztuki.
Zadałem sobie też istotne pytanie, czy tak naprawdę jest to sztuka egalitarna, czy może jednak elitarna pod względem tego, do ilu odbiorców trafi w pełni w swym wielowarstwowym przesłaniu – zmuszając do myślenia i zadawania samemu sobie czasem kluczowych dla naszej egzystencji i rozwoju pytań?
Twórczość Galerii Rusz po prostu wybija nas z transu życiowego i inspiruje do umysłowego i duchowego rozwoju. Z punktu widzenia zdrowia psychofizycznego, daje możliwość zmiany stereotypowych poglądów, zastanowienia się nad „chorą” hierarchią wartości, odnalezienia nowego znaczenia doświadczeń i zdarzeń przez nas przeżywanych. Może to przyczynić się do przywrócenia zachwianej przez chorobę i dotychczasowy sposób życia równowagi umysłu, wpływając istotnie na proces zdrowienia.
Z punktu widzenia lekarskiego jest to niebagatelna wartość dorobku twórczego Rafała Góralskiego oraz Joanny Górskiej i oby ich inspirująca umysłowo wizja sztuki zataczała jak najszersze kręgi.
dr n. med. Wojciech Tajchman